Nie ma w życiu nic gorszego niż śmierć dziecka. Zwłaszcza tego
nowonarodzonego. Niewątpliwie poradzenie sobie w takiej sytuacji jest nie lada
wyczynem. Jedni usprawiedliwień szukają w religii, inni w nauce, a kolejni
próbują stawić temu czoła w inny sposób. Fotografując się ze zmarłym dzieckiem.
Założenie przez dwie Amerykanki:
Sandy Puc i Cheryl Hagard organizacji „Now I Lay Me Down To Sleep”, stało się
inspiracją dla wielu fotografów i rodziców, którzy wiedzą, że narodzone przez
nich dziecko nie będzie w stanie przeżyć pierwszych godzin po porodzie lub
martwe przyjdzie na świat. Obecnie zrzesza ponad 1600 wolontariuszy, którzy
nieodpłatnie jeżdżą do rodzin dotkniętych tragedią i pozwalają im uwiecznić
ostatnie chwile spędzone ze swym dzieckiem.
Nie wyobrażam sobie nawet, jak
wielką rozpacz muszą odczuwać rodzice, których dzieci przedwcześnie odchodzą z
tego świata. Poradzić sobie z taką sytuacją jest z pewnością niezwykle trudno. Samo wyobrażenie czegoś takiego sprawia, że człowiekowi robi się jakoś nieswojo i
mimo, że próbuje się spojrzeć na całą sprawę tak, żeby dominował obiektywizm,
nie sposób jest go do końca zachować.
W mediach wybuchła dyskusja, czy
działania podejmowane przez NILMDTS są słuszne. Fotografia śmierci była bowiem
przez długi czas uważana za coś niesmacznego, była tematem tabu. O niej się nie
wspominało, nie publikowało się takich zdjęć. Mimo upływu lat, mimo że jest
bardziej powszechna wciąż wzbudza ogromne kontrowersje, zwłaszcza, że tym razem
obiektem kunsztu fotografa stają się rodzice spędzający ostatnie chwile ze
swoją pociechą, która już niedługo odejdzie z tego świata.
Nie ulega wątpliwości, że zdjęcia
te, robione przez profesjonalnych fotografów, są kontrowersyjne. Pozwalają
jednak rodzicom zachować na długie lata coś więcej niż tylko pamięć po zmarłym
dziecku. Każdy, rodzic czy fotograf, w obrazy te wkłada część swojej duszy i, mimo że napełnione bólem i smutkiem, są jedyną pamiątką po szczęściu, które
trwało zaledwie kilka minut, godzin, dni. Wtedy łatwiej zrozumieć całe
przedsięwzięcie.
Prawdopodobnie każda ze stron w
dyskusji na temat słuszności działań NILMDTS ma trochę racji. Myślę jednak, że
nikt, kto nie znalazł się w podobnej sytuacji, oceniać jej nie powinien. Na
pierwszy rzut oka może się wydawać, że robienie sobie zdjęć z martwym dzieckiem
nie wpływa dobrze na radzenie sobie z traumą, że jest swojego rodzaju
psychicznym masochizmem. Co jednak, jeżeli taka sesja jest dla rodziców
duchowym azylem, który pozwala im nie zwariować? Czy dalej będziemy uważać, że
jest to chore?