niedziela, 22 marca 2015

Fotografia duchowym azylem

17:27 Posted by Łukasz Burzyński , , , No comments
Nie ma w życiu nic gorszego niż śmierć dziecka. Zwłaszcza tego nowonarodzonego. Niewątpliwie poradzenie sobie w takiej sytuacji jest nie lada wyczynem. Jedni usprawiedliwień szukają w religii, inni w nauce, a kolejni próbują stawić temu czoła w inny sposób. Fotografując się ze zmarłym dzieckiem.

Założenie przez dwie Amerykanki: Sandy Puc i Cheryl Hagard organizacji „Now I Lay Me Down To Sleep”, stało się inspiracją dla wielu fotografów i rodziców, którzy wiedzą, że narodzone przez nich dziecko nie będzie w stanie przeżyć pierwszych godzin po porodzie lub martwe przyjdzie na świat. Obecnie zrzesza ponad 1600 wolontariuszy, którzy nieodpłatnie jeżdżą do rodzin dotkniętych tragedią i pozwalają im uwiecznić ostatnie chwile spędzone ze swym dzieckiem.

Nie wyobrażam sobie nawet, jak wielką rozpacz muszą odczuwać rodzice, których dzieci przedwcześnie odchodzą z tego świata. Poradzić sobie z taką sytuacją jest z pewnością niezwykle trudno. Samo wyobrażenie czegoś takiego sprawia, że człowiekowi robi się jakoś nieswojo i mimo, że próbuje się spojrzeć na całą sprawę tak, żeby dominował obiektywizm, nie sposób jest go do końca zachować.

W mediach wybuchła dyskusja, czy działania podejmowane przez NILMDTS są słuszne. Fotografia śmierci była bowiem przez długi czas uważana za coś niesmacznego, była tematem tabu. O niej się nie wspominało, nie publikowało się takich zdjęć. Mimo upływu lat, mimo że jest bardziej powszechna wciąż wzbudza ogromne kontrowersje, zwłaszcza, że tym razem obiektem kunsztu fotografa stają się rodzice spędzający ostatnie chwile ze swoją pociechą, która już niedługo odejdzie z tego świata.

Nie ulega wątpliwości, że zdjęcia te, robione przez profesjonalnych fotografów, są kontrowersyjne. Pozwalają jednak rodzicom zachować na długie lata coś więcej niż tylko pamięć po zmarłym dziecku. Każdy, rodzic czy fotograf, w obrazy te wkłada część swojej duszy i, mimo że napełnione bólem i smutkiem, są jedyną pamiątką po szczęściu, które trwało zaledwie kilka minut, godzin, dni. Wtedy łatwiej zrozumieć całe przedsięwzięcie.

Prawdopodobnie każda ze stron w dyskusji na temat słuszności działań NILMDTS ma trochę racji. Myślę jednak, że nikt, kto nie znalazł się w podobnej sytuacji, oceniać jej nie powinien. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że robienie sobie zdjęć z martwym dzieckiem nie wpływa dobrze na radzenie sobie z traumą, że jest swojego rodzaju psychicznym masochizmem. Co jednak, jeżeli taka sesja jest dla rodziców duchowym azylem, który pozwala im nie zwariować? Czy dalej będziemy uważać, że jest to chore?